Europa ma za sobą wiele trudnych konfliktów i wojen, a niestety nie powiedziano jeszcze ostatniego słowa w tym temacie. Podczas II wojny światowej w okupowanej Polsce niemiecki agresor zaprowadził terror i wymordował co najmniej 6 milionów ludzi. Jest to bardzo bolesny temat i na zawsze pozostanie w pamięci każdego z nas.
Pozostałości tego konfliktu to nie tylko muzea pamięci i obozy koncentracyjne, ale także instalacje wojskowe, bunkry i fortyfikacje. Jednym z największych takich kompleksów jest Międzyrzecki Rejon Umocniony, który miał zamknąć Rosjanom drogę na zachód.
Międzyrzecki Rejon Umocniony
Zacznijmy od tego, czym dokładnie jest to miejsce i w jakim celu zostało stworzone? Ta linia umocniona miała nazwę Festungsfront Oder-Warthe-Bogen (Front Umocniony Łuku Odry i Warty), czyli po polsku Międzyrzecki Rejon Umocniony. Była to silnie ufortyfikowana i uzbrojona linia obronna między Odrą a Wartą, w pobliżu Międzyrzecza. Budowa tego kompleksu miała miejsce w latach 1934-44 i była najbardziej zaawansowanym technologicznie systemem fortyfikacyjnym hitlerowskich Niemiec. I do dziś pozostaje jednym z największych i najciekawszych systemów tego typu na świecie.
Jaki był powód budowy tego kolosa i zainwestowania ogromnych środków? Niemcy doskonale zdawały sobie sprawę z zagrożenia płynącego ze wschodu, a zabezpieczenie granicy wschodniej było palącym problemem. Już w 1927 roku, wbrew zakazowi wynikającemu z traktatu wersalskiego, Niemcy rozpoczęły przygotowania do ufortyfikowania swojej wschodniej granicy. Oczywiście wszystkie prace były prowadzone w całkowitej tajemnicy, gdyż wspomniany przeze mnie Traktat Wersalski zabraniał Niemcom budowy fortyfikacji wojskowych po I wojnie światowej.
Upadek Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego
To taka krótka historia miejsca i jego powstania, bez wchodzenia w szczegóły i niuanse. Warto wspomnieć, że sam Hitler kilkakrotnie odwiedzał obiekt, ale nie był zadowolony z postępu prac i postanowił nie rozwijać budowy bardziej niż to, co zostało rozpoczęte. A teraz najzabawniejsza część tej historii, o ile mogę sobie pozwolić na nazwanie czegokolwiek „zabawnym” związanym z horrorem II wojny światowej.
Te potężne fortyfikacje mające powstrzymać inwazję Armii Czerwonej zostały pokonane w… 3 dni. Oddziały Armii Czerwonej nie wiedziały, że takie umocnienia znajdują się na ich drodze i po prostu weszły na ich teren, ale opór jaki napotkały, był znikomy w porównaniu z możliwościami bojowymi konstrukcji. Po kilku dniach było już po wszystkim.
Powojenne czasy Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego
Po oficjalnym zakończeniu II wojny światowej w maju 1945 roku Polska znalazła się w sowieckiej strefie wpływów. Kiedy cały świat świętował koniec wojny i powrót pokoju, Polska i inne kraje Europy Wschodniej miały dopiero poznać, co oznacza terror sowieckiego okupanta. I tak to trwało do 1989 roku i porozumień Okrągłego Stołu. Ale to temat na inną opowieść….
Gdy ziemie polskie przypadły Sowietom, rozpoczęła się grabież wszystkiego, co miało jakąkolwiek wartość. Podobnie było z fortyfikacjami w Międzyrzeczu. Zaczęli wycinać kopuły pancerne, maszyny, złom i wszystko, co mogło mieć wartość. Niektóre z obiektów wysadzono w powietrze, aby sprawdzić ich wytrzymałość lub po prostu nie pozostawić po sobie nic nadającego się do ponownego wykorzystania.
Zalanie podziemi
Opuszczone i rozgrabione podziemia nie mogły funkcjonować zgodnie z projektem, więc woda gruntowa zaczęła zalewać niektóre tunele. Pozytywną stroną opuszczenia tego obiektu przez człowieka było zagnieżdżenie się nietoperzy. Od wielu lat ten podziemny system jest największym zimowiskiem nietoperzy w Europie, a obecnie jest prawnie chronionym rezerwatem przyrody.
Po obiekcie odbywają się wycieczki z przewodnikiem i tak naprawdę jest to obowiązkowy punkt programu dla każdego turysty, który będzie w okolicy. Nas jednak nie interesują wycieczki z przewodnikiem i przyjechaliśmy tu po coś innego….
Nurkowanie w zalanych bunkrach z czasów II Wojny Światowej
Pierwszy raz dowiedziałem się o systemie zupełnie przypadkowo, gdy byłem nastolatkiem. Nie pamiętam już kto dokładnie, ale ktoś zabrał mnie aby pokazać co kryje się pod ziemią. Od tego czasu byłem w tym miejscu wielokrotnie i zaglądałem do niemal każdej dziury i każdego tunelu. Jednak niektóre z tych tuneli zawsze były dla mnie niedostępne z powodu całkowitego zalania. I choć staraliśmy się wchodzić jak najgłębiej, a nawet pływać w tej cholernie zimnej wodzie, to nie było opcji, żeby dotrzeć do końca systemu.
To się jednak zmieniło, gdy zostałem zawodowym nurkiem. I choć od dawna nie było mnie w Polsce, to podczas jednego z moich wyjazdów do Polski udało mi się namówić kolegę i zorganizować szalony podziemny biwak. Cel był oczywisty – zanurkować w tych podziemiach i dotrzeć do końca systemu.
Wejście do podziemnego systemu
Cały system podziemny to prawie 35 kilometrów tuneli. W wyznaczonej strefie turystycznej jest kilka oficjalnych wejść, gdzie chodzi się z przewodnikiem, a na ścianach zamontowane są lampy i wszystko wygląda tak, jak kilkadziesiąt lat wcześniej. Nas oczywiście interesowała reszta, gdzie nie ma nic poza ciemnością, latającymi nietoperzami i kapiącą skądś wodą.
Taka eskapada odbywa się na własne ryzyko, a znalezienie wejścia wymaga wiedzy i doświadczenia. Tego na szczęście mi nie brakuje, więc szybko udało nam się znaleźć jedno z nieoficjalnych wejść ukrytych w lesie i wciągnąć cały sprzęt do środka. A było tego całkiem sporo, bo oprócz sprzętu biwakowego i jedzenia musieliśmy zabrać także mój sprzęt do nurkowania. Butle nurkowe, regulatory, suchy skafander, obciążenie, itp. Spacer zajął nam ponad dwie godziny, ale w końcu dotarliśmy do dzisiejszego miejsca biwakowego. Tutaj zostawiliśmy depozyt i udaliśmy się na miejsce nurkowe, oddalone o kolejne 15 minut marszu.
Zanurzenie się w wodzie
Przygotowanie całego sprzętu i założenie wszystkiego, odbywało się tylko w słabym świetle czołówki. Otaczający mrok i ciemne ściany sprawiały, że każda odrobina światła wydawała się być wyssana przez spragniony światła podziemny kompleks. Niesamowita cisza kontrastowała z echem, jakie wywoływał nawet najmniejszy hałas. Gdy nic nie mówiliśmy, cisza była nie do zniesienia, ale gdy tylko jakikolwiek dźwięk wydostał się z naszych ust – było to jak wybuch granatu.
Po założeniu wszystkiego na siebie i sprawdzeniu sprzętu, już samodzielnie podążałem ciemnym tunelem. Mój przyjaciel został w jedynym miejscu, które było jeszcze na tyle suche, że mógł tam we względnym bezpieczeństwie czekać na mój powrót. Ja tymczasem ruszyłem głębiej w wodę, która podnosiła się z każdym krokiem i po kilku minutach zalała prawie cały tunel. Już płynąłem, ale wciąż z głową na powierzchni. Po kolejnych kilku metrach woda wypełniła już cały tunel. Zaczęło się to, po co tu przyszedłem. Nurkowanie.
Dotarłem do końca
Wpłynąłem do jednego tunelu, który okazał się dość krótki, więc skierowałem się z powrotem do skrzyżowania, aby zbadać drugą część korytarza. Na dnie tunelu znajdował się muł, którego za wszelką cenę nie chciałem poruszyć. To zmniejszyłoby moją widoczność praktycznie do zera. Na ścianach znajdowały się dziwne nacieki, które tworzyły strukturę przypominającą zwisające włosy. Białe, długie włosy. Trochę straszne…
Na podłodze znalazłem jakieś drewniane elementy, dziwną drewnianą platformę i pozostałości instalacji elektrycznej. Całość była już wyposażona w poręczówkę przez poprzednich nurków, co ułatwiło mi nurkowanie. Oczywiście nie było to zaskoczeniem, gdyż wiedziałem, że nie jestem tu pierwszym nurkiem i nurkowania w tej części kompleksu były już wcześniej wykonywane. Sam nawet korzystałem z informacji poprzednich nurków przy planowaniu wyjazdu.
Na końcu tunelu zobaczyłem ceglany mur zamykający dalszą drogę. W ten sposób budowniczowie kompleksu zamknęli tunele, które na razie miały nie iść nigdzie dalej. Oznaczało to koniec tej części nurkowania i rozpoczęcie powrotu do czekającego na mnie przyjaciela.
Podziemne biwakowanie w bunkrach wojennych
Po nurkowaniu wróciliśmy na miejsce biwaku bardzo zmęczeni i głodni. Od momentu wejścia do systemu do chwili, gdy usiedliśmy na miejscu biwaku, minęło prawie sześć godzin. Mieliśmy prawo być zmęczeni. Po napełnieniu brzuchów i wypiciu kilku piw, wpadliśmy do hamaków na zasłużony odpoczynek.
Nie była to moja pierwsza noc w tym miejscu, ale od ostatniego biwaku minęło wiele lat. Dziwna cisza, 100% ciemność i echo każdego dźwięku były wręcz hipnotyzujące. Mówiąc o ciemności, nie mam na myśli zwykłej nocy, kiedy to zawsze jest odrobina światła wkrada się z ulicznej latarni lub gwiazd. Tutaj była to kompletna czerń. Twoje zmysły szaleją i zaczynasz słyszeć maszerujących żołnierzy, którzy właśnie idą w Twoim kierunku. Nocleg w takim miejscu to niesamowite przeżycie samo w sobie!
Czas zakończyć naszą przygodę
Poranek w takim miejscu też nie jest typowy. Nie budzi cię światło ani dźwięk ptaków. Jest tylko ciemność, a Twoje zmysły chcą Ci powiedzieć, że to nadal środek nocy i żebyś nie wygłupiał się z tak wczesnym wstawaniem. Niestety jest już dzień i po zjedzeniu szybkiego śniadania czas się spakować i ruszyć w drogę. Od wyjścia dzieli nas ponad 2 godziny szybkiego marszu. Tym razem z mokrym sprzętem.
Po dotarciu do wyjścia pierwsze co nas mocno uderza to zapach lasu. W rzeczywistości w podziemiach nie tylko brakuje światła, ale praktycznie nie ma zapachów. Nagle do naszych nosów dochodzi cała gama świeżych zapachów roślin, drzew, a nawet powietrza. To naprawdę takie małe rzeczy, których na co dzień nie zauważamy. Ten luksus, który możemy widzieć i czuć zapachy.
Nierozwiązana tajemnica
Myślę, że w większości takich miejsc zawsze są jakieś tajemnice, świadkowie, odnalezione dokumenty, które mówią, że nie wiemy wszystkiego. Nie inaczej jest w przypadku Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. Jak wspomniałem, dalszą drogę w nurkowaniu zamknęła mi ceglana ściana. Wiemy, że projektowany system miał być większy od obecnego. Wiemy też, że prace zostały wstrzymane, ale…. Podobno, mimo wstrzymania prac, istnieje rozbieżność w długości znanych korytarzy z tymi według niemieckiej dokumentacji. To tak jakby część obiektu została ukryta.
Wiem, że brzmi to jak miejska legenda i pewnie nią jest. W każdej legendzie jest jednak element prawdy. Jest dobrze udokumentowane, że znaleziono komorę, która była ukryta za takim ceglanym murem, a w tej właśnie komorze ukryte były skarby z pobliskiego muzeum. To jest fakt. Podobno wiele lat później w jakiś archiwach znaleziono skrawki dokumentacji świadczące o tym, że takich komór w tym systemie było więcej. Przynajmniej jedna jest do dziś nieodkryta…